Agenci ubezpieczeniowi:
- otwarci na rozwój, a nie czekający na klienta,
- lubiący łamać schematy, a nie odtwarzać czyjeś plany,
- chcący wyróżnić się na tle konkurencji, a nie biec za nią,
- preferujący doradztwo nad polisowym buchalterstwem…
…mają niepowtarzalną okazję wyjść do klientów z propozycją, której ci klienci oczekują. Dziś ten kierunek to ubezpieczenia zdrowotne.
– #dumnyzubezpieczeń Marcin Z. Broda
Bo tak… Ubezpieczenia komunikacyjne to już nudna norma. Ubezpieczenia domu lub mieszkania to standard. W firmach samej potrzeby zawarcia umowy ubezpieczenia nikt już też nie kwestionuje. Nie wie, co najwyżej, jak zrobić to dobrze. (No i nie zawsze robi to przez nas…)
A ubezpieczenia zdrowotne tak naprawdę dopiero raczkują na polskim rynku…
Ofert jest dużo. Chyba każda grupówka i grupówka otwarta została rozszerzona o opcje zdrowotne. Mamy abonamenty i abonamenty opakowane w ubezpieczenia. Mamy poważne zachorowania. Mamy kolejne propozycje różnych best doctorów. Mamy wreszcie różne passy i assistance, które powiedzą, jak się leczyć. A może i zorganizują leczenie.
Tylko brać, wybierać, decydować…
A klient chce, bo szeroko rozumiana opieka zdrowotna – nie tylko ze względu na bieżącą sytuację – coraz częściej budzi niepokój Polaków. Najpierw przestali wierzyć, że tzw. publiczna służba zdrowia im pomoże. Teraz przestają również wierzyć, że prywatne środki i – nie ukrywajmy – znajomości pomogą w ewentualnym leczeniu, kiedy będzie ono potrzebne.
Jeden jest tylko w tym problem…
Wszystkie te oferty, których tak dużo na rynku, to kosmiczna kakofonia, w której nawet specjaliście bardzo trudno się poruszać. A nie trzeba być nawet specjalistą, wystarczy być klientem, by zobaczyć, jak bardzo te wszystkie oferty są dziurawe. Ot, kilka najprostszych przykładów…
- Poważne zachorowania…
…załóżmy, że z dobrą sumą ubezpieczenia i rozsądnym zakresem samych zachorowań. Tak, pięknie. Tylko… czy klient będzie wiedział, JAK wydać te pieniądze? GDZIE pójść? Ja bym nie wiedział. Dzwoniłbym, szukał… po znajomych, w internecie.
- Assistance medyczny…
…może w takim razie? Powie GDZIE, powie JAK. Ale nie sfinansuje. Trzeba byłoby połączyć. To w kraju. Ale koniecznie przy tym jeszcze…
- Best Doctors…
…by przy naprawdę poważnych schorzeniach móc liczyć na leczenie nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Z tym, że niestety to „za granicą” w relatywnie ścisłym zakresie chorób. Wysoka suma ubezpieczenia przy atrakcyjnej cenie musi być rekompensowana wąskim zakresem.
O ofertach węższych, jak samo NNW czy nawet pokrycie kosztów leczenia i rehabilitacji po nieszczęśliwym wypadku, nawet nie będę wspominał, bo to z założenia są kadłubki. Jak zresztą abonamenty medyczne (opakowane w ubezpieczenie lub nie) oferujące dostęp do podstawowej opieki medycznej, ambulatorium i podstawowych specjalistów. Znakomita większość klientów na ten zakres akurat i tak może sobie pozwolić płacąc za każdą wizytę. A jeśli tych wizyt ma być dużo, to i tak ani abonamenty, ani ubezpieczyciele tych klientów nie chcą…
Czego w takim razie ubezpieczeniom zdrowotnym potrzeba?!
Jednej wspólnej myśli. Jednego schematu. Przemyślenia. Pełnej oferty, którą można budować – jak z klocków – zależnie od potrzeb każdego z klientów. Bo że klienci są różni i każdy ma trochę inne potrzeby – to oczywiste.
I najlepiej jeszcze, by oferta była prosta, zrozumiała, intuicyjna. A jednocześnie istotnie zwiększająca realny dostęp Polaków do najnowszej wiedzy medycznej oraz najskuteczniejszych terapii i procedur medycznych zgodnych ze światowymi standardami.
Kto odważy się połączyć wszystko w całość, by obudować klienta i jego zdrowie prawdziwie dobrą ochroną?
I jeszcze jedna uwaga:
Sprzedaż ubezpieczeń zdrowotnych to zawsze będzie dodatkowy wysiłek. Tylko dla najlepszych.
#dumnyzubezpieczeń
Marcin Z. Broda
Redaktor naczelny
Dziennik Ubezpieczeniowy