
Od mojej ostatniej wyprawy wysokogórskiej w sercu Andów minęło ponad 13 miesięcy. Wracając z Argentyny, nigdy nie pomyślałbym, że tak szybko zmieni się nasze życie zarówno to prywatne, jak i zawodowe. Najpierw świat stanął w miejscu, na początku nie dowierzając, potem reagując histerycznie, aby z każdym miesiącem coraz bardziej przyzwyczajać się do nowej normalności. Na początku zachłysnęliśmy się nowym rodzajem wolności, jaką daje tryb pracy zdalnej w postaci home office, ba, większość się w niej zakochała. Jednak z każdym miesiącem izolacji, braku spotkań z przyjaciółmi, zamkniętymi restauracjami i klubami zaczęło nam czegoś brakować. Niektórym nawet zaczęło coś przeszkadzać, a to głośny sąsiad za ścianą, którego wcześniej nie zauważaliśmy, bo mijaliśmy się tylko w drodze do pracy, a to wchodzące nam na głowę dzieci podczas ważnego zoom’a, czy nawet partner lub partnerka, z którymi od lat nie spędzaliśmy tyle czasu w ciągłym zamknięciu. Jak by nie było, chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nie będzie – przynajmniej za naszego życia – już tak samo jak było „przed”. Hybrydowy model zostanie z nami już na zawsze, ale jedno się nie zmieni – do życia potrzebujemy kontaktu z drugim człowiekiem, rozmowy z kolegą lub koleżanką, śmiechu w gronie przyjaciół podczas spotkania przy winie, wyrzucenia złej energii na basenie lub w klubie fitness. Żadna technologia, ani najlepsze komunikatory tego nie zastąpią.

A jak poradziliśmy sobie jako branża? Powiedziałbym, że nie najgorzej, nawet chyba lepiej, niż zakładały wstępne projekcje i plany awaryjne. Szybko nauczyliśmy się korzystać z hybrydowej lub w pełni zdalnej ścieżki obsługi klienta i nawet jak na początku nie było to łatwe, to bardzo szybko zrozumieliśmy, że w tym przypadku technologia daje nam ogromne możliwości. Jakie? Przede wszystkim to, że przestały istnieć granice, które do tej pory wyznaczało nasze biuro, dzielnica, miasto, a nawet województwo, bo skoro zdalnie, to znaczy, że mogę pozyskiwać i obsługiwać klientów niezależnie do miejsca. Dodatkowo okazało się nagle, że większość Ubezpieczycieli, którzy podpis atramentem na polisie lub wniosku traktowali jako jedyne dopuszczalne i słuszne rozwiązanie, z dnia na dzień pozbyło się papieru i wprowadziło elektroniczny podpis i e-dokumentację. Tylko, czy naprawdę potrzebna nam była pandemia, żeby tak się stało. No cóż, odpowiedzcie sobie sami.

Dla mnie okres ten, to poza pracą przede wszystkim planowanie kolejnego ruchu w grze zwanej „Koroną Ziemi” w ramach mojego projektu górskiego Neptun w Górach. Jednak zamknięte granice i kolejne obostrzenia lub lockdown’y nie ułatwiały tego, wręcz przeciwnie rzucały kolejne kłody pod nogi. Jednak pracując w ubezpieczeniach, a szczególnie w sprzedaży nie raz musiałem się mierzyć z przeciwnościami, więc zamiast mnie one zniechęcać, jeszcze bardziej nakręcały do działania. Głód wyjazdów i gór spowodował, że wybór padł na najambitniejszy do tej pory cel – Mount Everest. Tak, jak w biznesie podszedłem do sprawy projektowo – zaplanowałem etapy, do nich działania i zacząłem realizację poszczególnych kroków. Jednocześnie musiałem być bardzo elastyczny, ponieważ skutki pandemii nieustannie zmuszały mnie do zmiany planów. Widać to było podczas 6 miesięcy przygotowań wydolnościowych i kondycyjnych, gdzie zamykane siłownie potem miejsca noclegowe powodowały, że moje treningi musiały być kreatywnie modelowane np. zamiast schodów mechanicznych – schody w Łazienkach Królewskich, zamiast ćwiczeń z ciężarami z aparatem tlenowym – długie trekkingi w górach z 16 kg plecakiem i ciężarkami na nogach. Ale opłaciło się, dzisiaj jestem w rekordowej formie pod kątem przygotowania wysokogórskiego, co potwierdzają wyniki ostatnich badań medycznych i wydolnościowych. Jeszcze do żadnej wyprawy nie byłem przygotowany tak, jak do tej, ale z drugiej strony jeszcze żadna góra nie była taka, jak ta. Nie byłoby to możliwe bez wsparcia profesjonalistów (lekarz, dietetyk, trener) z organizacji „Forma na Szczyt”, która odpowiada m.in. za przygotowanie naszych himalaistów w ramach programu Polskiego Himalaizmu Zimowego, a którzy zaopiekowali się mną w okresie przygotowań.

Ale fizyczne aspekty to jedno, ważna jest także logistyka i tutaj znowu koronawirus pokrzyżował niestety moje plany. Początkowo planowałem wejście drogą północną do strony Tybetu (Chiny), ale w styczniu przyszła wiadomość, że rząd ChRL z obawy przed kolejnymi mutacjami wirusa zamknął granice i odwołał sezon wspinaczkowy w Himalajach. Z dnia na dzień musiałem, skontaktować się z władzami Nepalu i przenieść moją wspinaczkę na stronę południową drogą normalną. Oczywiście w związku z tym musiałem również zmienić mój plan na aklimatyzację oraz termin samej wyprawy. Pisząc ten tekst, otrzymałem kolejną wiadomość, że rząd Nepalu wprowadził obowiązkową 7-dniową kwarantannę dla wjeżdżających do ich kraju, więc muszę przyspieszyć swój wylot o dwa dni, co wiąże się oczywiście z organizacją nowego połączenia lotniczego. Jak sami widzicie już sam etap przygotowań do wyprawy w okresie pandemii można nazwać niezłym challengem 😉
Jednak ta wyprawa różni się od pozostałych nie tylko kwestią trudności formalnych, logistycznych czy kondycyjnych, ale przede wszystkim celowi jaki jej przyświeca. Po raz pierwszy postanowiłem połączyć moją miłość do gór i pasję wspinaczkową z ideą niesienia pomocy, a idea ta jest szczególna, ponieważ związana z projektem Tomasza Zielińskiego „Usłyszeć na Czas”.

Czy wiecie, że Polska zajmuje drugie, niechlubne miejsce w Europie pod względem ilości prób samobójczych wśród nastolatków? Wg statystyk policyjnych każdego dnia dochodzi do takiej próby, prawdopodobnie któreś dziecko zrobi to dzisiaj skutecznie. Nie jest żadną tajemnicą, że brakuje w naszym kraju rozwiązań systemowych, kwestia nasilającej się depresji wśród młodych ludzi jeszcze bardziej uwidoczniła się podczas pandemii, skutkującej wprowadzeniem trybu nauczania zdalnego i izolacją społeczną tej grupy, która najbardziej właśnie potrzebuje kontaktów socjalnych i interakcji społecznych. Efekty tego widzi właśnie Tomasz Zieliński, który na co dzień w tzw. okienku (infolinia) rozmawia z dziećmi / nastolatkami, którzy myślą o odebraniu sobie życia, lub już mają taką próbę za sobą. Dlatego powołał projekt „Usłyszeć na Czas”, którego celem jest stworzenie stałego ośrodka, w którym pomoc psychologiczną znajdą dzieciaki mierzące się z taką sytuacją, a rodzice nauczą się, jak z nimi rozmawiać, jak wyłapywać niebezpieczne momenty, aby usłyszeć i zdążyć na czas.
Projektowi towarzyszy akcja „Usłyszeć na Czas. Everest Challenge”, którą zainicjowaliśmy 1 lutego wspólnie z kilkoma osobami, a która promuje zbiórkę pieniędzy na portalu Patronite.pl na organizację ośrodka. Do tej pory wsparło nas prawie 1000 osób, dzięki czemu zapewniliśmy już budżet ponad 35 tys. zł miesięcznie na funkcjonowanie tego miejsca, ale przed nami jeszcze dwa cele finansowe zanim ośrodek stanie się stałym punktem na mapie naszego kraju. W finale akcji stanę na szczycie Everestu z flagą projektu i imionami wszystkich Patronów, którzy do tej pory wsparli ten cel, aby nagłośnić ideę projektu Usłyszeć na Czas.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej lub zostać Patronem, zapraszam na stronę patronite.pl/UsłyszećnaCzas. Tutaj każde 10 zł ma znaczenie.

Zapraszam oczywiście Was, członków naszej „ubezpieczeniowej” społeczności do śledzenia postępów z wyprawy na łamach fanpage #dumnizubezpieczeń na FB. Dodatkowe relacje będziecie mogli znaleźć na portalu LinkedIn oraz na moim profilu na Instagramie @neptunwgorach. Jeśli chcecie zobaczyć, jak wyglądały moje dotychczasowe przygody górskie zapraszam na stronę projektu nwg.com.pl
Z górskim pozdrowieniem „Do zobaczenia na szlaku!”
Tomasz Domalewski