Największa wypłata w historii ubezpieczeń


#zarządzanie ryzykiem / sobota, 24 kwietnia, 2021
Marcin Z. Broda

Azbest znany był ludzkości od bardzo dawna. Już przynajmniej 4,5 tys. lat temu używano go na terenie dzisiejszej Finlandii do wzmacniania naczyń kuchennych. O azbeście piszą Pliniusz Starszy i Młodszy. Używali go Persowie. Marco Polo widział strój z azbestu w czasie swojej podróży. W carskiej Rosji, jeszcze w XIX wieku, robiono z niego i stroje, i torebki. Ale oczywiście i wydobycie, i zastosowanie azbestu skokowo wzrosło na przełomie XIX i XX wieku. Paradoksalnie – zadecydowały kwestie bezpieczeństwa i fantastyczne właściwości azbestowych włókien. A prawdziwą sławę i powszechne wykorzystanie przyniosła – dziś wiemy – niebezpiecznemu materiałowi II wojna światowa…

– Marcin Z. Broda, redaktor naczelny, Dziennik Ubezpieczeniowy

Jednymi z pierwszych, którzy systemowo zwrócili uwagę na zagrożenia związane z azbestem, byli… ubezpieczyciele. Już w 1918 roku New York Prudential Life zabronił sprzedaży ubezpieczeń na życie pracownikom zatrudnionym przy produkcji azbestu. Ubezpieczyciel chronił oczywiście swoje aktywa – od kilkunastu już lat pojawiały się opracowania naukowe informujące o szkodliwości azbestu. Tradycyjnie zresztą medycy podnoszący i wiążący ciężkie choroby z azbestem byli wtedy jeszcze raczej wyśmiewani, często programowo przez „lobby azbestowe”, niż słuchani. Choć powiązania pomiędzy pracą przy azbeście a pewnymi typami chorób były ewidentne. Stąd i reakcja i tego, i później kolejnych, ubezpieczycieli życiowych.

Ubezpieczyciele na życie nie chcieli płacić za przedwczesną śmierć swoich ubezpieczonych. Ale już ubezpieczyciele majątkowi nie widzieli problemu w ubezpieczaniu i wydobycia azbestu, i jego przetwórstwa i wykorzystania. Ba! Osłony azbestowe były polecane, a nawet, choćby przy wysokościowcach, wymagane. Pomagały bowiem zabezpieczyć się lub walczyć z najstarszym wrogiem ubezpieczycieli – ogniem.

Ubezpieczyciele majątkowi ubezpieczali więc i sam azbest, i – co na koniec dnia się na nich zemściło – odpowiedzialność cywilną wielu firm na różnych etapach produkcji i wykorzystania azbestu. Co z naszej, dzisiejszej perspektywy wydaje się wręcz nieprawdopodobne, ale wtedy było standardem… w wielu umowach nie było maksymalnych sum gwarancyjnych czy limitów. Mieli płacić do nieskończoności. Na ich usprawiedliwienie można napisać, że nikt wtedy przy ubezpieczeniach OC nie myślał o szkodach osobowych – życie pracownika było tanie, a Ameryka stała dopiero przed fantastycznym wzrostem liczby i wartości roszczeń i odszkodowań przyznawanych poszkodowanym przez sądy.

Pęknięcie tamy

Pierwsze roszczenie związane z azbestem pojawiło się w 1966 roku w Teksasie. Fala rosła przez lata 70. XX wieku. W tym okresie łamane były też kolejne prawne bariery ograniczające odpowiedzialność firm. W 1980 roku liczba spraw powiązanych z azbestem złożonych w amerykańskich sądach federalnych sięgnęła tysiąca. Kula się dopiero rozpędzała.

Przez wiele dziesięcioleci azbest był przez ubezpieczycieli polecany, a nawet wymagany. Pomagał walczyć z odwiecznym wrogiem – ogniem.

Przez kolejne 4 lata złożono już 10 tys. roszczeń, a w 1982 roku ogłosił bankructwo Johns-Manville Corporation – największy producent materiałów budowlanych i zabezpieczających wykonanych z azbestu. Ogłoszenie bankructwa zatrzymało sprawy cywilne wniesione przeciw firmie. By jednak zabezpieczyć poszkodowanych – po wcześniejszych procesach sądowych – w 1988 roku powołano Manville Personal Injury Settlement Trust. Przez pierwsze pół roku działania wypłacił on 500 mln USD ponad 12 tys. poszkodowanym. Pieniądze zaczęły się jednak kończyć, a kolejni poszkodowani ruszyli składać roszczenia. Po roku było ich prawie 90 tysięcy. Nikt nie był już w stanie zatrzymać fali roszczeń ani wobec tej, ani innych firm związanych z azbestem.

Nieustająca powódź

Ubezpieczyciele wobec roszczeń azbestowych byli właściwie bezbronni i musieli płacić niemal każdą zasądzaną sumę. Płacili z własnej kieszeni, płacili z kieszeni reasekuratorów. Tillinghast jeszcze w 2001 roku oszacował łączne zobowiązania amerykańskich ubezpieczycieli i reasekuratorów związane z azbestem na 55 do 65 mld USD. Na razie już dokonane wypłaty zbliżają się do wyznaczonej wtedy górnej granicy, a rezerwy na przyszłe roszczenia wciąż na koniec 2019 roku przekraczały 15 mld USD. Średnia wartość roszczeń zgłaszanych w latach 2010-2019 wynosiła 1,6 mld USD rocznie; wartość wypłat sięgała 2,2 mld USD rocznie. O ile roszczenia powoli spadają, wypłaty utrzymują się wciąż na podobnym poziomie..

Azbest jest wredny i podstępny, bo nie działa natychmiast. Czasem ujawnia się nawet po 40 latach.

Problemem ubezpieczycieli jest przede wszystkim bardzo długi czas ujawniania się chorób azbestowych. Pierwsze pojawiają się dopiero po 10 latach od kontaktu z materiałem. Niektóre jednak potrzebują aż 40 lat, by się ujawnić. Ubezpieczycielom nie pomaga też… rozwój medycyny. Coraz łatwiej udowodnić, że chorobowe zmiany (przede wszystkim w płucach, ale też na skórze) są ze znacznym prawdopodobieństwem powiązane z azbestem. O ile więc jeszcze na początku wieku w raportach konsultantów, w tym wymienionego już Tillinghast, była mowa tylko o kończącej się 1. fali i trwającej 2. fali roszczeń azbestowych, tak teraz już ubezpieczyciele płacą za 3. i 4. falę.

Każda z tych fal ma swoją charakterystykę. Przykładowo najnowsza, 4. fala to roszczenia posiadaczy nieruchomości, gdzie przy konstrukcji wykorzystano azbest. Wśród szkód znajdziemy zarówno roszczenia zdrowotne, ale również utratę wartości nieruchomości, jeśli ze względu na konstrukcję azbestu nie da się usunąć. Pojawiają się też żądania pokrycia (monstrualnych czasem) kosztów wymiany azbestu na nowoczesne materiały. Nawet wyburzenie budynku z azbestem to olbrzymi koszt dla ubezpieczycieli, bo trzeba zapłacić za dodatkowe zabezpieczenia i pracę wyspecjalizowanych firm rozbiórkowych. A firmy zajmujące się takimi rozbiórkami w praktyce niemal w całości finansowane są przez ubezpieczycieli. Specjalnej konkurencji cenowej przy tych zleceniach nie ma.

Tymczasowe zabezpieczenia

Stąd szacunki aktuariuszy, którzy liczyli na powolny spadek roszczeń azbestowych od około 2010 roku, mijają się z faktycznymi roszczeniami już prawie o miliard USD rocznie. Spadek następuje, ale znacznie, znacznie wolniej niż prognozowano. Z drugiej strony byli tacy, którzy jeszcze w latach 70. XX wieku mieli przewidzieć tę katastrofę. Tym kimś był Lloyd’s, wtedy jeszcze Lloyd’s of London. Według wielu raportów już w 1976 roku zorientowali się, że ich amerykańskie kontrakty reasekuracyjne pełne są odpowiedzialności cywilnej firm azbestowych, nie ma już wątpliwości co do szkodliwości materiału, a fala roszczeń rośnie. Pokrycie potencjalnych strat doprowadziłoby do bankructwa wiele Nazwisk, ówcześnie przede wszystkim bardzo zamożnych obywateli brytyjskich, którzy całym swoim majątkiem gwarantowali wypłacalność poszczególnych syndykatów.

Widząc rosnącą falę roszczeń Lloyd’s of London zrobił wszystko, by móc każdą zgłoszoną im szkodę wypłacić.

Lloyd’s rozpoczął szybko akcję rekrutacyjną. O ile przed 1976 rokiem przyjmowali średnio poniżej 200 Nazwisk rocznie, to już w 1978 roku zaczęli przyjmować 2000 osób rocznie. I – zamiast Brytyjczyków – byli to najczęściej zamożni przedstawiciele amerykańskiej wyższej klasy średniej. Jak się śmiano – Lloyd’s stał się „gwarantowaną” inwestycją dla wielu amerykańskich lekarzy, przedsiębiorców. Podobno nie rekrutowano raczej prawników. W 1988 roku, kiedy publicznie pojawiły się informacje o olbrzymich roszczeniach wobec Lloyd’sa, miał on już ponad 32 tys. Nazwisk. Straty z lat 1998-92 sięgnęły 8 mld funtów. Tak się przy tym złożyło, że nowe Nazwiska utworzyły nowe syndykaty, które przyjęły m.in. retrocesje polis OC związanych z azbestem. Dzięki nim Lloyd’s wypłacił wszystkie należne szkody. Choć wielu (zachłannych pewnie) amerykańskich „inwestorów” zdecydowanie straciło na swojej „inwestycji”.

Czego uczy historia azbestu…?
Że w ryzykach OC trzeba bardzo uważać na limity i agregaty przede wszystkim…

Marcin Z. Broda

Zobacz też: